wtorek, 16 czerwca 2015

NIETRWAŁOŚĆ

Artykuł ten jest pierwszym z trzech artykułów na temat "trzech cech istnienia". Trzy cechy istnienia to cechy jakimi charakteryzuje się wszystko czego doświadczamy - każde zjawisko przejawiające się w Obecności - myśli, emocje, wrażenia zmysłowe, formacje mentalne - podlega tym trzem cechom. Zrozumienie i rozpoznanie w bezpośrednim doświadczeniu tych trzech cech jest równoznaczne z wyzwoleniem od mentalnego, niepotrzebnego cierpienia.
Te trzy cechy to nietrwałość, brak-ja oraz nieusatysfakcjonowanie. Druga i trzecia cecha niejako wynika z pierwszej, co zostanie nakreślone w artykułach. Polecam poobserwowanie doświadczenia w kontekście tego co znajdzie się w artykule i np. próbę odnalezienia czegoś co nie podlegałoby pod te cechy.

NIETRWAŁOŚĆ

Pierwszą cechą istnienia jest nietrwałość.   
Nietrwałości doświadczamy na każdym kroku. Jedzenie, które kupujemy ma określoną datę ważności, na ubraniach które nosimy, z czasem pojawiają się przetarcia, a w samochodach którymi jeździmy zużywają się części. Dosłownie gdzie byśmy nie spojrzeli możemy zobaczyć prawo nietrwałości w działaniu - podlega pod nie wszystko co istnieje zarówno w mikro - jak i w makroskali. W szkołach uczono nas o czasie połowicznego rozpadu pierwiastków a w internecie (lub dysponując dostatecznie mocnym teleskopem) możemy zobaczyć jak wyglądają umierające gwiazdy. Dzisiaj czujemy się jak młodzi bogowie, a jutro powiadamy swoim wnukom jak to było w starych dobrych czasach, wsmarowując jednocześnie w obolałą nogę maść na ukojenie bólu.




Nietrwałość jest tożsama z faktem, że wszystko podlega nieustającej przemianie. Cztery pory roku, ziarno z którego wyrasta piękne, ogromne i silne drzewo by na końcu służyć jako węgiel drzewny w trakcie wiosennego grilla. Krew transportująca świeże cząsteczki tlenu do naszych mięśni, spożywany przez nas pokarm, przekształcany następnie przez organizm na substancje, które posłużą za materiał do odbudowy i wzmocnienia tkanek. Nieustanny ruch i przemiana. Rano jesteśmy świeży i wypoczęci, w południe zdenerwowani, przed obiadem rozbawieni, w drodze do domu po pracy zirytowani korkami na drodze, w domu zadowoleni bo spotykamy się z ukochanymi - a wieczorem, leżąc w łóżku jednocześnie odczuwamy spokój, ale gdzieś tam w zakamarkach umysłu pojawia się cień zaniepokojenia ogromem spraw, które będziemy musieli wykonać w dniu jutrzejszym. Jak w tym całym mętliku odnaleźć jakieś trwałe poczucie szczęścia? Czy jest to w ogóle możliwe?

Kupujemy nowy telewizor - odczuwamy szczęście i poczucie satysfakcji z nowego nabytku, a po miesiącu odczuwamy jedynie niesmak oglądając w kółko te same reklamy, programy i wypowiedzi celebrytów. Odczuwane jeszcze tak niedawno poczucie zadowolenia z nowego przedmiotu gdzieś uleciało a najnowszy model z płaskim kineskopem jest teraz kurzącym się eksponatem, na którego nikt nie zwraca uwagi. I co tu robić? Przecież nie będziemy siedzieć i płakać. Mamy rozwiązanie - kupujemy nowszy model telewizora z nowymi, ulepszonymi funkcjami i - tadaaam - zadowolenie wróciło!

Taki schemat powtarzamy na różnych płaszczyznach - używki, nowi partnerzy, imprezy, podróże, ćwiczenia czy nawet medytacja - przykładów można by mnożyć w nieskończoność. Oczywiście nie sugeruję w żaden sposób, że aktywności te są w jakikolwiek sposób złe same w sobie - byłoby to absurdem. Chodzi raczej o to, że gdy pewne czynności stają się ucieczką od rzeczywistości i po jakimś czasie nie potrafimy być szczęśliwi bez nich - uzależnimy się od nich. Z początku zdrowe lub w miarę nieszkodliwe/neutralne zajęcia mogą przerodzić się w obsesyjną pogoń za poczuciem zadowolenia, które niestety ciągle w jakiś sposób będzie umykać.

Taki wzorzec zachowania: czynność - odczucie zadowolenia - blaknięcie tego odczucia - powtarzanie czynności - ... itd., nie zapewni nam trwałego szczęścia. Wiara w to, że odnajdziemy trwałe spełnienie na zewnątrz - czy to w przedmiotach, ludziach czy czynnościach jest daremna. Nie jest to coś nowego - o tym, że szczęścia należy szukać "w środku" a nie na zewnątrz mówią wszyscy lub większość nauczycieli duchowych różnych tradycji. Dlaczego tak jest? Przekonajmy się sami.

NIETRWAŁOŚĆ w bezpośrednim doświadczeniu.

Siadamy w wygodnej pozycji z wyprostowanymi plecami - na poduszce medytacyjnej, krześle lub bez niczego - tak jak nam wygodnie i tak żeby wytrzymać bez wiercenia ze względnym bezruchu przez powiedzmy 30 minut. Zamykamy lub przymykamy oczy (jeżeli zauważymy, że przy zamkniętych oczach zaczynamy odpływać w myślach i fantazjach, możemy siedzieć z przymkniętymi oczami - to pozwoli nam przebywać bardziej "tu i teraz"). Znajdujemy się w przytomnych, uważnym stanie tak, by móc zauważać pojawiające się i znikające w przestrzeni doświadczenia wrażenia cielesne, mentalne, emocje oraz inne przejawienia.

Doświadczamy - pojawia się odczuwanie ciała - czujemy, ze siedzimy, czujemy poduszkę pod pośladkami, czujemy dłonie spoczywające na kolanach, czujemy, że jesteśmy wyprostowani, coś nas być może swędzi.
Jesteśmy świadomi pojawiających się i znikających myśli, jesteśmy świadomi faktu, że uwaga przeskakuje z jednego obiektu na drugi - raz w polu uwagi pojawia się jakieś wrażenie cielesne, chwilę potem myśl a następnie poczucie zniecierpliwienia siedzeniem.
Teraz przyjrzymy się jakiemuś wrażeniu. Jeżeli wcześniej nie mieliśmy do czynienia z medytacją najłatwiej będzie wybrać wrażenie związane z ciałem lub oddechem - ciała i oddechu doświadczamy przez większość czasu - z tego powodu "obiekty" te będą dobrymi punktami odniesienia dla naszych badań.


 
W jaki sposób doświadczamy oddechu? Jak go odczuwamy? W jakimś określonym miejscu w ciele, czy raczej w kilku miejscach? Być może zauważmy, że w czasie wdechu oddech odczuwamy na krawędziach nozdrzy, w środku jego trwania w brzuchu, a przy wydechu na wysokości klatki piersiowej lub w miejscu pomiędzy górną wargą a nosem. W pewnym momencie możemy zauważyć, że pod nazwą "oddech" nie kryje się jedna, stała i niezmienna czynność/proces - a raczej seria następujących po sobie wrażeń płynących z ciała, doświadczanych raz za razem w przestrzeni doświadczenia.



Możemy posługiwać się jakąś definicją oddychania, której nauczono nas w szkole, możemy utrzymywać jakieś wyobrażenie mentalne oddychania i być przekonanym, że za tym słowem kryje się coś tak namacalnego, że można by wskazać na to palcem i powiedzieć - "o, tutaj jest oddychanie". Jednak siedząc i obserwując surowe doświadczenie widzimy, że coś co do tej pory wydawało się tak znajome i oczywiste, tak naprawdę jest ulotnym i nieuchwytnym przejawianiem się nie trwających nawet ułamka sekundy wrażeń, pośród których próżno doszukiwać się jakichkolwiek ram czy granic.

W analogiczny sposób możemy sprawdzić jak w bezpośrednim doświadczeniu postrzegamy nasze ciało. Mając otwarte oczy widzimy gdzie kończy się dłoń a zaczyna przedramię, widzimy swój tors, nogi czy stopy. Przyjmujemy, że granicą "nas samych" jest skóra naszego ciała, ciało zaś traktujemy całościowo, jako jeden solidny obiekt oddziałujący z innymi obiektami, które "nami" nie są. Zamknijmy oczy. Teraz, kiedy nie widzimy już tej oczywistej granicy - w jaki sposób doświadczamy ciała? Czy w jednej chwili odczuwamy ciało "całościowo"? Czy w tej samej chwili jesteśmy świadomi głowy, rąk, łokci, kolan, pośladków, pachwin i mięśni pleców? A może tak, jak było w przypadku oddychania, granica pomiędzy ciałem i nie-ciałem staje się mniej oczywista?



Po pewnym czasie powinniśmy zauważyć, że doświadczenie jakie ma miejsce z chwili na chwilę staje się mniej oczywiste, niejako płynne i ulotne. Pod słowami, które miały wskazywać na konkretne zjawiska znajdujemy raczej sekwencje natychmiastowo następujących po sobie „mignięć” pewnych wrażeń pojawiających się spontanicznie w przestrzeni doświadczenia. Nawet jeżeli bardzo byśmy chcieli i próbowali nie jesteśmy w stanie „złapać” – zatrzymać – pojedynczego mignięcia. Trudno nawet uchwycić moment, w którym dane wrażenie pojawia się a w którym znika. Doświadczenie dosłownie „miga”, można powiedzieć, że wibruje wrażeniami zmysłowymi i mentalnymi, kreując w każdej chwili kontinuum doświadczenia.

***

Doświadczenie, rzeczywistość, którą do tej pory mieliśmy za coś w miarę stabilnego i statycznego zaczyna przypominać nie mającej początku ani końca, nieustannie zmieniającą się matrycę, która jawi się jako promieniująca paleta wrażeń, których nie sposób uchwycić ani opisać. Nic nie trwa nawet ułamka sekundy. Nic nie trwa nawet najkrótszego fragmentu czasu jaki potrafimy sobie wyobrazić. Nawet coś tak solidnego jak kamień w bezpośrednim doświadczeniu okazuje się efemeryczną serią mignięć wrażeń dotykowych i wzrokowych.


W taki sposób możemy doświadczyć nietrwałości w bezpośrednim doświadczeniu.

Co z tego wynika i jak wpływa to na nasze codzienne, ludzkie życie? Opiszę to w kolejnych artykułach na temat "nieusatysfakcjonowania" i "braku-ja".

Zachęcam do komentowania ponieważ artykuł na pewno nie wyczerpał wszystkich aspektów tego zagadnienia, być może wywiąże się ciekawa dyskusja, pozdrawiam! :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz