poniedziałek, 27 lipca 2015

"Nigdy się nie poruszyłem"

Prosta "praktyka" możliwa do wykonania zawsze kiedy idziemy np. do sklepu albo spacerujemy po lesie, zainspirowana fragmentem instrukcji Longchenpy, z klasycznego dzieła Dudjoma Lingpy - Nang-jang - Buddhahood Without Meditation.

Tłumaczenie Richarda Barrona:

 

Tłumaczenie własne:

   "Poprzez nie mający początku ciąg wcieleń, nigdy nie istniało rzeczywiste doświadczenie przejścia lub przechodzenia z jednego stanu do drugiego, ani żadne faktyczne doświadczenie bycia usytuowanym w jakimś innym miejscu. Jest to analogiczne do obrazów sennych."
W tym poście przyjrzymy się zaznaczonemu fragmentowi.

 O co chodzi?

Mamy silne przekonanie, że jesteśmy ciałem. Nasza codzienna perspektywa jest zlokalizowana przeważnie w miejscu za oczami i odczuwając bodźce płynące z całego ciała kieruje nami silne, wewnętrzne poczucie, że tym właśnie jesteśmy - ciałem operującym w "zewnętrznym świecie".

I tak idąc sobie chodnikiem, czujemy jak nogi robią jeden krok za drugim, widzimy jak przesuwa się otoczenie, czujemy ruch, być może wiatr owiewa nam twarz. Świat jest wszędzie dookoła, a my tutaj - idące ciało.


Teraz przypomnijmy sobie jakiś ostatni sen. We śnie również wydaje nam się, że jesteśmy jacyś "my" operujący ciałem w pozornie "zewnętrznym" świecie. Podnosimy różne rzeczy, które we śnie nie wydają się nami, rozmawiamy z innymi ludźmi lub innymi istotami, które również we śnie wydają się "nie-nami". Po przebudzeniu jednak rozumiemy, że całe senne środowisko - my z naszym ciałem, przedmioty i inne istoty były jedynie projekcją umysłu - grą kolorów i form - zmysłowych i mentalnych.

Teraz idąc po chodniku powiedzmy sobie "nigdy nie zmieniłem lokalizacji, nigdy nie przesunąłem się nawet o metr, nigdy się nie poruszyłem".
W tym momencie perspektywa może nie jako "przeskoczyć", przesunąć się z miejsca za oczami i stracić swoją "zafiksowaną" lokalizację. Odczucie jak gdyby perspektywa była wszędzie i nigdzie jednocześnie - nie da się tego precyzyjnie ująć słowami.

Doświadczenie przestaje być "fizycznym mną idącym po chodniku", staje się bardziej subtelne - zaczyna przypominać przestrzenne, bezgraniczne pole świadomej obecności, w którym przejawiają się wszystkie zjawiska - wrażenia zmysłowe i wszelakie, towarzyszące im odczucia. To co do tej pory wydawało się np. twardym, solidnym chodnikiem, teraz jest raczej przejawiającym się "odczuciem twardości". Rozmywa się poczucie materialności i solidności świata.

Nie ma już mnie "tutaj" i świata "tam".  Doświadczenie staje się nieograniczoną rozległością świadomą swoich własnych projekcji (a raczej zawsze nią było, jest i będzie, mimo, że wydaje się że tak nie jest ;) ).  

W trakcie takiego rozpoznania przychodzi intuicyjna pewność, że jesteśmy właśnie tą przestrzenią a jednocześnie nie ma żadnych "nas" którzy tą przestrzenią są. "My" jesteśmy jedynie odczuciem, zlepkiem myśli i wrażeń, które się w tej przestrzeni przejawiają jako jej dynamiczny, "ruchomy" aspekt.  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz